Z Wystawy.
IV.
Dom sztuk pięknych.



Zdała od gwaru wystawowego, od tarkotu maszyn, syczenia lokomobil i innych stalowych potworów, jarmarcznego ruchu wokół i wewnątrz rozmaitych, zbiorowych pawilonów - stanął dwór, typowy polski dwór z gankiem i kolumnami, kryty gontem i zdobny gazonami ze słoneczników. Wspominaliśmy już iż jest to dzieło konkursowe młodego architekta p. Jana Witkiewicza w stylu polskiego barroka.

Z ganku pod kolumnami, wokół którego biegnie fryz majolikowy - schodzimy do obszernej świetlicy zajętej przez sztuką polską reprezentowaną przez wszystkie jej odłamy, (architektura, malarstwo, rzeźna i sztuka stosowana) a nawet i kierunki.

Widzimy tam obok najstarszych przedstawicieli przeżytych dziś kierunków malarstwa i rzeźby - najbujniejsze płody naszych młodych artystów - wywołujące nieraz uśmiechy politowania poczciwej naszej publiczności rozczulającej się de łez na widok naprz. austrjackiego świderka do krajania marchewki lub wydającej głośne okrzyki zachwytu nad bogactwem pomysłu architekta operującego... beczkami, jako motywem zdobniczym.

Niezmierny błąd popełnił komitet urządzający Dom Sztuki, iż nie postarał się o sprowadzenie jednego z najdoskonalszych obrazów Jacka Malczewskiego - „Sztuka w zaścianku”, w którym z niesłychanem mistrzostwem Malczewski namalował stado indyków przerażonych czy też ździwionych muzyką małego fauna. Faunik grał, a słuchało go jeno pacholę półnagie - pastuszek, pilnujący owe indyki.

Ale niestety, tego obrazu tu niema.

Jacek Malczewski zajął poczesne miejsce w świetlicy sztuki wielkim tryptykiem „Grosz czynszowy”.

Obrazy Malczewskiego nazywane są popularnie rebusami malowanymi, które wprawiają czasami w zachwyt snobów, zamykają usta tym, którzy w innych warunkach mówią bardzo dużo o sztuce i dają chwile prawdziwe artystycznych wzruszeń tym, którzy pozwalają artyście tworzyć to, co on sam chce.

„Grosz czynszowy” jest może mniej niż inne działa Malczewskiego rebusowym - jednoczy natomiast wszystkie najkapitalniejsze cechy talentu artysty.

Dwa boczne skrzydła tryptyku-autoportrety, szczególniej prawy, są tak świetne, iż przeszły wszystkie dotychczas przezeń stworzone. Dalsze plany bocznych, skrzydeł z pochodem szarych postaci tułaczy skutych w kajdany - ujęte są w formę greckich fryzów - naturalnie tylko w formę, gdyż Hellada nie znała szarych szynelów a żołnierskiego sukna kajdan i pooranych bólem głów starczych.

To jest nasza północ.

Po obu stronach tryptyku Malczewskiego wiszą dwa obrazy Wojtkiewicza.

Wójtkiewicz - to najświeższa rana nie zasklepiona jeszcze, sztuki polskiej.

Przed dwoma miesiącami po długiej męczącej chorobie sercowej zmarł w Warszawie, w 29-m roku życia a choć zmarł tak młodo dał się poznać, w kraju i zagranicą (szczególniej zagranicą) jako niezwykle oryginalna organizacja artystyczna, jako malarz myśliciel, malarz paradoksista.

Wojtkiewicz stworzył swój świat własny - świat rojeń, marzeń i snów dziecięcych. Liryk - paradoksista snuł złotą przędzę dziecięcych-bohaterskich bajek.

Dziecko - rycerz dosiada rumaka z lukrowatego piernika i w papierowym kaszkiecie udaje się na jakąś krucjatę, na walkę z potęgami broniącemi księżniczki dziewczynki oczekującej z utęsknieniem pod obrazem Madonny.

A w dali cmentarz wiejski, cichy i smutny, jak te dzieci bohaterskie, co przepływają na swych rumakach biegunowych oceany - bajory przepełnione złotemi rybkami - tęsknotami i nieuświadomemi pożądaniami.

I wszędzie smutek się snuje - jakby przeczucie chorego dziecka, że żyć długo nie będzie, że tyle tylko szczęścia przeżyje ile mu da bajka cudowna o złotym królewiczu i królewnie zaczarowanej, smutek zwiędłych, róż - jak te, które dziś zdobią obrazy Wojtkiewicza.

Lubicz

Gazeta Częstochowska z dnia 21 sierpnia 1909 str. 2 nr 17

strzałka do góry